Ściąga nas do ziemi coś,
Za najdrobniejszy błąd.
Płacimy tym, co świat nam dał
Jak ruszyć dalej stąd?
Nie patrzę w dół, na cienkie linie
Trzymam się Twoich rąk
I mądrych słów.
Nie patrzę w dół,
Bo wierzę w to,
Że mamy w sobie tę moc,
By iść przed siebie.
Iść przed siebie
Iść przed siebie
Iść przed siebie.
Za najdrobniejszy błąd.
Płacimy tym, co świat nam dał
Jak ruszyć dalej stąd?
Nie patrzę w dół, na cienkie linie
Trzymam się Twoich rąk
I mądrych słów.
Nie patrzę w dół,
Bo wierzę w to,
Że mamy w sobie tę moc,
By iść przed siebie.
Iść przed siebie
Iść przed siebie
Iść przed siebie.
To był wspaniały dzień. Louis odwiózł mnie do domu, a tam
czekała Na mnie moja babcia.
-Musimy porozmawiać- mówiła to ze łzami w oczach.
-O co chodzi babciu?
-Pamiętasz jak robiłaś badania kontrolne? Właśnie przyszły.
Przepraszam, że je otworzyłam.
-Nic nie szkodzi, powiedz mi co tam jest napisane?- z
wrażenia aż usiadłam, ale chciałam zachować zimną krew i się nie rozkleić.
-wykryto u Ciebie złośliwy nowotwór płuc.- mówiąc to łzy
bezwładnie płynęły jej po policzkach, a ja zamarłam.
Świat po raz kolejny runął mi na głowę. Wiedziałam, że umrę
ale nie chce, żeby babcia została sama.
-Co? Dlaczego mnie to spotyka?!?- krzyczałam i płakałam
jednocześnie. – Nie chce umierać, nie teraz.
-Jutro pójdziemy do lekarza i się dowiemy wszystkiego
szczegółowo. Nie martw się, może nie jest aż tak źle. –babcia starała się mnie
pocieszać, ale ja dobrze wiedziałam, że sama cierpi z tego powodu.
Pobiegłam na górę do swojego pokoju i trzasnełam drzwiami
tak, że zdjęcie moich rodziców, które wisiało na ścianie spadło i się roztrzaskało.
Podniosłam je i wyszeptałam do niego krótkie przepraszam. Wtedy jak na złość
zamiast przypomnieć sobie miłych chwil spędzonych z nimi przypomniałam ich
śmierć. Ten dzień, który będę żałować do końca mojego życia. Ten felerny 24
września 1999 rok. Mama była ubrana w długą czarną sukienkę, a tata miał na
sobie garnitur z muszką. Jak zwykle się spieszyli, bo byli już ostro
spóźnieni do teatru. Mama w pośpiechu
szukała jeszcze swoich ulubionych kolczyków. Tata wziął mnie na ręce po
wyszeptał do ucha „Bądź grzeczna i nie zamęcz babci” uśmiechnęłam się i
pocałowałam go w policzek. Weszłam na okno i widziałam jak wchodzą do
samochodu. Mama po raz ostatni wysłała mi całusa. Potem słyszałam dźwięk hamujących
opon i mocne uderzenie. Tego momentu nie da się wymazać z pamięci. Zaczełam
głośno łkać tak, że nie mogłam w niektórych momentach złapać oddechu. Położyłam
się na łóżku i zasnełam. Obudziłam się następnego dnia, bardzo wcześnie jak na
sobotą, bo była 7 rano. Nie chciałam marnować ostatnich chwil w życiu, bo tak
naprawdę nie wiem ile mi jeszcze ich zostało. Zjadłam śniadanie, wziełam
prysznic i ubrałam się w sukienkę w kwiaty. Poszłam na cmentarz do rodziców,
zapaliłam znicz i znów Zaczełam płakać. „mamo czemu mnie zostawiliście? Nie
jestem gotowa na życie bez was i jeszcze ta choroba” Spuściłam wzrok i ruszyłam
w kierunku parku. A tam zobaczyłam Igora i Merry całowali się. Wtedy
wiedziałam, że nie mogę na nikogo liczyć. Nie obchodzili mnie oni, przecież
miałam swoje życie. Krótkie, ale moje. Nagle zadzwonił mi telefon, Louis.
-Cześć, możemy się spotkać. Stęskniłem się za tobą.
-Jasne- starałam się ukryć mój płaczący głos.
-Coś się stało?
-Nie nic, musze kończyć, spotkamy się w parku za 15 minut. –
rozłączyła się, usiadałam na ławkę i siedziałam bez ruchu zapatrzona w otchłań zatłoczonych
ulic. Aż w końcu przyjechał Louis, wyglądał pięknie w ręku trzymał bukiet
czerwonych tulipanów. Podszedł do mnie wręczył mi go i pocałował w czoło. Żal
znów dał za wygraną, łzy same płynęły mi po policzkach, nie ukrywałam ich, a Louis
nie czekał na wytłumaczenie, tylko przytulił mnie mocno do siebie i wtedy po raz
pierwszy się pocałowaliśmy.
----------------------------------------------------
Yeah i mamy nowy rozdział. Cieszycie się, bo ja tak :D Zapraszam do komentowania :*