sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 6

Czas leczy rany...Nie tym razem.


Rozwścieczona. Chodziłam po pokoju w to i w tamto.
-nicole była moja dziewczyna do tego czasu gdy spotkała się z louisem. Nie wiem nie było mnie tam, ale mój znajomy powiedział, że się całowali potem zamówili pokój w hotelu. Gdy o tym usłyszłe od razu z nią zerwałem z louisem mało się odzywam.
-co boże. Przecież to nie może być prawa. -bledłam powoli. Czułam jak kolana uginają się pod ciężarem mojego ciała.
-ja też bym chciał, żeby to było kłamsto, ale jakoś nic na to nie wskazuje.-Wstałam i poszłam do pokoju w którym leżał louis. Spał tak niewinnie.
-boże w co ja się wpakowałam?-pomyślałam. Wzięłam koc i poduszkę i poszłam spać do salonu, nie mogłam spać z nim w jednym łóżku. Nie po tym co zrobił mi i swojemu przyjacielowi. Położyłam się, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam i myślałam co będzie z nami. Do głowy przychodziło mi mnóstwo pomysłów, ale jednio wiedziałam napewno muszę z nim o tym pogadać. Zamknęłam oczy i zasnełam. Wstałam wcześnie rano, wszyscy jeszcze spali, więc wziełam kartke i napisałam "Mój kochany"- skreśliłam i zaczełam od nowa "Louis, musisz mi dać czas, żebym sobie wszystko przemyślała. Teraz nic Ci nie powiem, ale prosze nie dzwoń do mnie,ani nie przyjażdżaj." kartke zostawiłąm na stole, gdy już nakładałam buty usłyszałam jak ktoś schodzi ze schodów. Wystraszyłam się, bo myślałam, że to Louis, ale na szczęscie to był Zayn.
-Wychodzisz, tak wcześnie?-zapytał mnie ździwiony
-yyy tak, wiesz po naszej wczorajszej rozmowie wszystko sobie przemyślałam. Nie spałam całą noc i myslałam, aż wymyśliłam. Narazie nie będę utrzymywała kontaktów z lou, a potem zobacze jak wszystko się potoczy. Zostawiłam mu kartkę na stole, żeby nie było niedomówień.
-Rozumiem Cię bardzo dobrze. A teraz już leć, bo Lou może się obudzić.-Wysłał mi szeroki uśmiech.
-Okey.Żegnaj Zayn. Być może już się nie zobaczymy.-powiedziałam to, ale nie myślałam o tym poważnie, niechciałabym, żeby tak się stało.
-Nigdy nie mów nigdy!-powiedział to bardzo spokojnie i ze smutkiem.
-Zobaczymy...-Wziełam torebkę to ręki i pocałowałmam Zayna w policzek. Zaczerwienił się i w jego oczac ujrzałam błysk. Chyba chciał coś powiedzieć, ale trzasnełam drzwiami...
Wróciłam do domu, o niczym nikomu nie mówiłam... Tak mijały dni, tygodnie... Tęsknota i miłość do Louisa nie mijała, a ja cierpiałam. Postanowiłam wziąć się za siebie. Może to pozwoli mi zapomnieć o tym wszystkim i o nim!
-Kogo ja oszukuje-móiłam sama do siebie stojąc przed lustrem.


____________________
Czytacie?? nie?? trudno.... Wrzuciłam, bo jakoś chodziło mi to po głowie już cały tydzień. Czytajcie, komentujcie.

Drogie czytelniczki bardzo was przepraszam!!

Nie wchodziłam na mojego bloga od 4-5 miesięcy!! Koszmar, ale jakoś nie mogłam się wziąć i wejść i napisać nowy rozdział. Niby mam nowy teraz, ale nie wiem, czy jest jaki kolwiek sens go wrzucać, bo nie wiem czy ktoś jeszcze go odwiedza. Więc byłą bym wdzięczna, jakbyście dały znak, że  jesteście.... Może to jakoś mnie zmotywuje do dalszej pracy na nim!
A jeśli ktoś odwiedza, a nie pamięta o czym był, to z chęcią napisze mini streszczenie o nim. Przepraszam i dziękuje :D

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 5

Zdrada boli bardziej, niż ból fizyczny.


-Cześć kochanie, co tam?- powiedział, jakby nic sie nie stało.
-Pomóż mi- wziełam głeboki oddech- jestem u siebie w domu. Przyjedź jak najszybciej.
Rozłaczyłam sie i zamknełam oczy. Zasnełam...
Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie siedzął wystrasznow Lou.
- lekarz nie może mi powiedzieć co ci się stało, a twojej babci jeszcze nie ma.
-chyba wiem co mi jest. - lou podniósł brwi do góry- kochanie mam raka nerki i przerzuty do płuc, lekarz dał mi niecały rok...
Leżałam bez uczuć, zrezygnowana. A on zaczą strasznie płakać.
-Dlaczego mi nie powiedzilas? Przecież to trzeba leczyć.
- to już nic nie da a na leczenie nie mamy pieniędzy. Może to i dobrze bo męczy nie ten świat. -a ja nie pomyślałaś o mnie? Co ja mnie czuć?
- Myślałam, że nawet się nie przejmierz tym, bo przecież masz nowa dziewczynę. Wczoraj widziano cię w restauracji z jakąś dziewczyną.
-To była moja kuzynka. Przyjechała wczoraj wieczorem więc zabrałem ją do restauracji. Kocie kocham tylko ciebie. Jak mogłaś wgl tak pomyśliec?
-Przepraszam. Nie wiedziałam.
-Ciiii już nic nie mów. Zawołam twoją babcie.- wstał i już był przy drzwiach...
-Louis?!?
-Tak?
-Kocham Cię- uśmiechnełam się i zamknełam oczy.
-Ja ciebie też.
Gdy do sali weszła babcia miała smutną minę, wiedziałm co chce mi powiedzieć.
-Wnusiu, rozmawiałam z lekarzem. Twój stan się pogorszył.
Kompletnie mnie zamurowało i nie wiedziała co powiedzieć. Ale wiedziałam jedno, że nie spędzę swoich ostatnich dni, miesięcy w szpitalu.
Na własne życzenie wypisałam się ze szpitala, a louis odwiózł mnie i babcię do domu. Nikt nie odważył się odezwać w czasie jazdy. Po powrocie babcia poszła do swojego pokoju, a ja z louisem do mojego. Usiadłam na łóżko i z płaczem w oczach zaczęłam go przepraszać, on nic nie powiedział usiadł obok i przytulił bardzo mocno.
- To w tej chwili jest nie ważne. Liczysz się tylko ty i twoje zdrowie. Wtedy poczułam się taka ważna i kochana przez innych. Zaraz po jego słowach zadzwonił telefon. Był to Harry, chciał się dowiedzieć co mi się stało. Louis nic mu nie powiedział o mojej chorobie. To dobrze, bo niechę litości ze strony innych. Rozłączł się.
- muszę już jechać, ale jutro z samego rana przyjadę po ciebie. Bądź gotowa o 9 -Uśmiechną się i pocałował mnie w czoło. Ja bez słowa siedziałam i patrzyłam się jak wychodzi. Po długiej kąpieli położyłam się i długo nie mogłam zasnąć. Po głowie chodziły mi różne myśli takie jak ta, która aż wierci mi dziurę w głowie:
- co taka ja robię razem z takim chłopakiem jak louis, przecież ja nie jestem jego warta, a jeśli on spytwka się ze mną tylko z litości i wcale mnie nie kocha. Wyjde na kompletna idiotke.-
I zasnełam. Rano obudziłam się i od razu poszłam do łazienki się umyć i ubrać. Louis już czekał na mnie pod domem. Wyszłam ubrana w krótką sukienkę w kwiatki i buty na koturnie. W oczach lou można było wywnioskować słowo "wow". Wsiadłam do samochodu i się przywitałam z nim pocałunkiem.
-Pięknie wyglądasz, z resztą jak zawsze.
-Dziękuję -uśmiechnęłam się i zapytałam - gdzie jedziemy?
-Do mojego domu, chce cię zapoznać z całą paczką.
Byłam uciesznona i troszkę speszona, że nie zrobię na nich dobrego wrażenia i mnie nie polubią. Jechaliśmy ok 20 min, gdy już dojechaliśmy miałam motyle w brzuchu. Gdy weszliśmy w domu było cicho tak, jakby nikogo w nim nie było.
-Cześć już przyjechaliśmy!- Lou krzyczał w stronę schodów, które prowadzą do ich pokoi. Pierwszy zszedł niall
- Hej, jestem Niall. Miło mi cię poznać. -uśmiechną się i zaraz po tym Harry popchał go na ścianę, żeby móc się ze mną przywitać.
-Cześć jestem Harry a to Liam.
-Cześć miło mi was poznać. Louis dużo mi o was opowiadał.-uśmiechnęłam się nieśmiało i przytuliłam Lou.
- A gdzie jest Zayn?- spytał że zdziwieniem Louis.
- jest w łazience zaraz zejdzie. Układa sobie fryzurę. - zaśmiał się Niall.
Poszliśmy do kuchni zjeść śniadanie. Stojąc przy stole poczułam, jak ktoś mi wbija palce w plecy, obróciłam się zobaczyłam ślicznego Zayna. Wyglądał pięknie. Gdy spojrzał mi w oczy troszkę się zarumienił
-Hej jestem zayn.
- miło mi cię poznać lilly jestem.- uśmiechnęłam się i usiadłam do stołu. Po śniadaniu usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakiś film. Nieciekawił mnie on specjalnie. Patrzyłam się jak Zayn raz po raz zerka w moja stronę. Nagle zadzwonił mi telefon przeprosiłam i wyszłam na zewnątrz. To marry.
-Halo?
-Cześć lilly mam do ciebię sprawę możemy się spotkać?
-Jasne tylko teraz nie mam za bardzo czasu może o 12?
-Ok będę czekać.
- Pa- rozłączyłam się i rozejrzałam się wokoło. Nagle obok mnie staną Zayn. Zdziwiło mnie to trochę.
-Czy ja cię już wcześniej nie widziałem?-zapytał mnie prosto w mostu
- yyy raczej nie. Ja cię pierwszy raz na żywo widzę.
-Kurde, a dam sobię rękę uciąć, że cię znam.
-To byś już ręki nie miał.- zaśmialiśmy się i zayn wyjał papierosy i chciał mnie po częstować.
- nie dzięki.
- ok to będę sam palił. - wtedy sobie pomyślałam o mojej chorobie i o tym, że on sobie poprostu stoi i pali bez żadnych zastrzeżeń.
- wiesz, że to jest nie zdrowe?
- wiem, wiem, ale co ty możesz wiedzieć o nie zdrowych rzeczach jesteś zdrowa i młoda.
- nie wiesz co mówisz.- ledwo pochamowałam płacz.
- przepraszam nie chciałem cię urazić.
- nie spoko wszystko jest ok. Pójdę już do Louisa.
- ok zaraz do was dołącze tylko dopale.
Gdy weszłam do środka usiadłam obok lou i wutliłam się w niego i siedzieliśmy tak aż do końca filmu. Potem poprosiłam Louisa, żeby odwiózu mnie do domu, ale chłopcy strasznie mnie błagali żebym została. Wachałam się nad tą decyzją, ale w końcu wzięłam telefon, żeby zadzwonić do Marry i do babci, że nie będę nocować w domu i, że nie przyjdę na spotkanie. Było już wieczór chłopcy poszli spać tylko ja i Louis siedzieliśmy. Louis poszedł się kąpać a ja siedziałam sama w pokoju. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi speszyłam się trochę.
-proszę.
- hej, nie przeszkadzam?
- nie siadaj Zayn.
- jak ci się podoba u nas? -zadał dziwne pytanie.
- jest fajnie, ale chyba nie o to przyszedłeś mnie zapytać ?
-ha ha ha pewnie, że nie. Bo widzisz jest sprawa. Ja nie wiem jak ci to powiedzieć.
-wal z mostu. Zniosę wszystko. -uśmiechnęłam się pocieszająco
- niechę się wtrącać w wasz związek, ale może słyszałas o tej dziewczynie z restauracji?
-he he no tak, ale nie martw się Lou mi wszystko wyjaśnił, że to kuzynka i, że już sobie pojechała.
-yhm, bo widzisz to nie była jego kuzyna to była...-wtedy do pokoju wszedł Louis.
- o cześć o czym rozmawiaćie?
- o niczym ja już pójdę to pa Lili.
-dobranoc Zayn... - pójdę się wykąpać.
- jasne, poczekaj dam ci jakąś koszulkę. Masz tę moja ulubioną.
Dałam mu buziaka i poszłam wziąć prysznic. Był on długi, bo podczas kąpiel myślałam dużo o słowach zayna. Wkońcu wyszłam i założyłam koszulkę Lou dziwnie pachniała damskimi perfumami. Może to płyn do prania pomyślałam i poszłam do pokoju. Louis już spał. Biedaczek pewnie tyle na mnie czekał, aż zasną. Zeszłam jeszcze do kuchni popić leki, jakie wypisał nie lekarz, gdy wracałam światło u Zayna w pokoju się jeszcze paliło. Postanowiłam zajść. Zapukałam i weszłam Zayn siedział wpatrzony w komórkę.
-czy mógłbyś mi dokończyć tamto?
- no wiesz teraz to nie wiem czy cię powinienem martwić.
-mówi, przecież powiedziałam, że wszystko zniosę.
-bo yy wiesz to nie była jego kuzynka.
-a kto w takim razie. Ciocia ? Zaśmiałam się.
- nie to była moja już była dziewczyna.
- co? Jako twoja była? Ty coś kręcisz...


____________________________________

Hej dziewczyny. Bardzo, ale to bardzo mocno was przepraszam, że nie pisałam długo, jakoś nie mogłam się zebrać. Ale za to ten jest dłuższy, niż inne. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie odwiedzać mojego bloga :D
Skomentujcie i napiszcie czy wam się podoba :D :**

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 4

My dream

http://www.youtube.com/watch?v=6izOAYpxeAo



Pocałunek nie był długi, ale wystarczający, żeby wyraził nasze uczucia. Szepną mi do ucha -kocham cię. wtedy poczułam jakby rozpoczęło się moje drugie, nowe życie u boku z louisem. Szliśmy szczęśliwi przez park.Wtedy zadał mi pytanie, które nie było dla mnie zbyt wygodne.
- co by było, gdybym się nie zatrzymał tamtego dnia?- powiedział z żalem w oczach.
- sama nie wiem co bym zrobiła, ale napewno to by się dobrze nie skończyło...
Pocałował mnie w czoło i powiedział "kocham cię." odpowiedziałam mu to samo.
-Tak naprawdę, to przyjechałeś tu po coś innego prawda?
-W zasadzie tak. Chciałem się ciebie zapytać, czy nie pojechałabyś z nami do Włoch. Mamy tam trasę koncertową.-Uśmiech pojawił mi sie od razu, ale wiedziałam,że muszę odmówić.
-Tak bardzo bym chciała, ale nie mogę.Bardzo mi przykro.
-Rozumiem.Jadę tam na 2 tygodnie.Będziesz tęsknić?
-Aż tyle?! Oczywiście,że będę. Obiecuj,że będziesz dzwonił codziennie.-Zachichotałam i się wtuliłąm bardziej do lou.
-Obiecuję.
Siedzieliśmy na ławce jeszcze jakiś czas, a potem poprosiłam go, żeby odwiózł mnie do domu.
-Dlaczego nie zapoznałeś mnie jeszcze z resztą zespołu?
- teraz nie mamy czasu na jakie kolwiek spotkanie. Ty jesteś takim wyjątkiem i mogę się z tobą spotykać pod pretekstem przywiezienia dla nialla jedzienia- Uśmiechnęłam się,że zrozumieniem. Dojechaliśmy na miejsce. Louis nie zachodził, bo niall już dzwonił kilka razy, że jest głodny, spytałam się go kiedy wyjeżdżają powiedział, że za 3 dni i że jeszcze do mnie przyjedzie jutro i pogadamy. Dałam mu całusa na do widzenia i poszłam. W domu czekała na mnie Marry, nie był to miły dla mnie widok. Ale ona była widocznie czymś wystrasznona...
Gdy tylko postawiłam pierwszy krok w moim pokoju ona rzuciła mi się z płaczem na szyję. Staliśmy tak bez słowa przez ok. 5 min. Czułam do niej nienawiść jak ona mogła zdradzić mnie z moim chłopakiem... Usiadłyśmy na łóżku i zaczęła opowiadać.
-wszystko zaczęło się jak on z tobą zerwał Dla mnie. Myślałam, że on mnie kocha spotykaliśmy się przez jakiś czas i wkońcu on zapragną czegoś więcej, niż bycie ze sobą. Więc to zrobiliśmy. A teraz ja jestem w ciąży. Proszę pomoż mi. Nie wiem kompletnie co mam robić... Zamurowało mnie, siedziałam bez słowa. A w głowie miałam pustkę. Przytuliłam ją i powiedziałam, że przejdziemy przez to razem. Marry nie miała rodziców ani rodzeństwa. Wychowuje ją jej ciotka, której nienawidzi. Na samą myśl, że jej ciotka się dowie przechodziły mnie ciarki na plecach.
- nie chce, żeby igor się dowiedział o ciąży. Nie będę już się z nim spotykać.
- Nie rozumiem dlaczego niechcesz mu o tym powiedzieć?.
-On się i tak go wyprze a ja wyjdę na idiotkę.
-Boże Marry dlaczego byłaś tak lekko myślima?
- nie wiem on obiecywał, że będziemy razem do końca życia, że mnie kocha. A teraz co?
- mam inny plan. Musisz mu o tym powiedzieć. Nie ma innego wyjścia.
-oszalałas już ci mówiłam,że mu nie powiem.
-On musi ponieść za to konsekwencje!-Krzyczałam wręcz do niej. Ona znowu się rozpłakała i się zgodziła. -będziesz dzisiaj spać u mnie i potem pomyślimy co będzie dalej. -ale nie gniewasz się na mnie za to, że tak się zachowałam?
-pewnie, że czuje gniew. Nawet nie wiesz jak wielki. Wiesz co ale pewna osoba mi uświadomiła, że nie on nie jest mnie warty.
- teraz już wiem, że zrobiłam źle, wybaczysz mi? Proszę.-zrobiła minę słodkiego pieska i wybuchłyśmy śmiechem. - no to co zgoda?- wypowiedziała bardzo poważnie. -zgoda-uśmiechnąłam się i poszliśmy na śniadanie. Babci w domu już nie było poszła do pracy. Było mi ciężko z tą myślą, że nie dożyję nawet urodzin małego dzidziuśia marry. Po śniadaniu marry obiecała, że pojdzie do igora i mu powie,a ja czekałam na telefon od Louisa. Poszłam wziąć prysznic i się ubrać. 13 godzina lou nawet nie napisał. Byłam smutna, ale niechciałam do niego napisać pierwsza. Może się rozmyślił i niechce nie znać już-pomyślałam sobie. Usiadłam przed tv i oglądałam jakieś wgl nie ciekawe filmy. Przełączałam kanały, aż w końcu zostawiłam na jakiś wiadomościach. A tam one direction i nagłówek "louis tomlinson widziany wczoraj z jakąś nieznajomą w restauracji wyglądali na bardzo zakochanych."
-w restauracji zaraz zaraz przecież nie byliśmy w restauracji. Co tu jest grane?
Ręce zacznąły mi się pocić,a w brzuchu coś kłuć. Wkońcu pokazali zdjęcia. To nie byłam ja. Louis szedł z jakąś dziewczyną w długich brązowych włosach. Natychmiast sięgnęłam po telefon i zadwoniłam do niego, ale nie odbierał. Działo się ze mną coś dziwnego,głowa zacznała mi pękać z bólu nogi się uginac pod ciężarem mojego ciała. Zaczęłam po woli stracić przytomność. Pół przytomna zadzwoniłam jeszcze raz...

------------------------------------
Przepraszam, że po 2 miesiącach dopiego coś napisałam, ale obiecuję, że jeszcze w tym miesiącu pokarzą się 2 rozdziały. Dziękuję, że komentujecie i zaglądacie tu codziennie. Nawet nie wiecie jakie to dla mnie ważne!! :D

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 3

Ściąga nas do ziemi coś,
Za najdrobniejszy błąd.
Płacimy tym, co świat nam dał
Jak ruszyć dalej stąd?

Nie patrzę w dół, na cienkie linie
Trzymam się Twoich rąk
I mądrych słów.
Nie patrzę w dół,
Bo wierzę w to,
Że mamy w sobie tę moc,
By iść przed siebie.
Iść przed siebie
Iść przed siebie
 Iść przed siebie.



To był wspaniały dzień. Louis odwiózł mnie do domu, a tam czekała Na mnie moja babcia.
-Musimy porozmawiać- mówiła to ze łzami w oczach.
-O co chodzi babciu?
-Pamiętasz jak robiłaś badania kontrolne? Właśnie przyszły. Przepraszam, że je otworzyłam.
-Nic nie szkodzi, powiedz mi co tam jest napisane?- z wrażenia aż usiadłam, ale chciałam zachować zimną krew i się nie rozkleić.
-wykryto u Ciebie złośliwy nowotwór płuc.- mówiąc to łzy bezwładnie płynęły jej po policzkach, a ja zamarłam.
Świat po raz kolejny runął mi na głowę. Wiedziałam, że umrę ale nie chce, żeby babcia została sama.
-Co? Dlaczego mnie to spotyka?!?- krzyczałam i płakałam jednocześnie. – Nie chce umierać, nie teraz.
-Jutro pójdziemy do lekarza i się dowiemy wszystkiego szczegółowo. Nie martw się, może nie jest aż tak źle. –babcia starała się mnie pocieszać, ale ja dobrze wiedziałam, że sama cierpi z tego powodu.
Pobiegłam na górę do swojego pokoju i trzasnełam drzwiami tak, że zdjęcie moich rodziców, które wisiało na ścianie spadło i się roztrzaskało. Podniosłam je i wyszeptałam do niego krótkie przepraszam. Wtedy jak na złość zamiast przypomnieć sobie miłych chwil spędzonych z nimi przypomniałam ich śmierć. Ten dzień, który będę żałować do końca mojego życia. Ten felerny 24 września 1999 rok. Mama była ubrana w długą czarną sukienkę, a tata miał na sobie garnitur z muszką. Jak zwykle się spieszyli, bo byli już ostro spóźnieni  do teatru. Mama w pośpiechu szukała jeszcze swoich ulubionych kolczyków. Tata wziął mnie na ręce po wyszeptał do ucha „Bądź grzeczna i nie zamęcz babci” uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Weszłam na okno i widziałam jak wchodzą do samochodu. Mama po raz ostatni wysłała mi całusa. Potem słyszałam dźwięk hamujących opon i mocne uderzenie. Tego momentu nie da się wymazać z pamięci. Zaczełam głośno łkać tak, że nie mogłam w niektórych momentach złapać oddechu. Położyłam się na łóżku i zasnełam. Obudziłam się następnego dnia, bardzo wcześnie jak na sobotą, bo była 7 rano. Nie chciałam marnować ostatnich chwil w życiu, bo tak naprawdę nie wiem ile mi jeszcze ich zostało. Zjadłam śniadanie, wziełam prysznic i ubrałam się w sukienkę w kwiaty. Poszłam na cmentarz do rodziców, zapaliłam znicz i znów Zaczełam płakać. „mamo czemu mnie zostawiliście? Nie jestem gotowa na życie bez was i jeszcze ta choroba” Spuściłam wzrok i ruszyłam w kierunku parku. A tam zobaczyłam Igora i Merry całowali się. Wtedy wiedziałam, że nie mogę na nikogo liczyć. Nie obchodzili mnie oni, przecież miałam swoje życie. Krótkie, ale moje. Nagle zadzwonił mi telefon, Louis.
-Cześć, możemy się spotkać. Stęskniłem się za tobą.
-Jasne- starałam się ukryć mój płaczący głos.
-Coś się stało?
-Nie nic, musze kończyć, spotkamy się w parku za 15 minut. – rozłączyła się, usiadałam na ławkę i siedziałam bez ruchu zapatrzona w otchłań zatłoczonych ulic. Aż w końcu przyjechał Louis, wyglądał pięknie w ręku trzymał bukiet czerwonych tulipanów. Podszedł do mnie wręczył mi go i pocałował w czoło. Żal znów dał za wygraną, łzy same płynęły mi po policzkach, nie ukrywałam ich, a Louis nie czekał na wytłumaczenie, tylko przytulił mnie mocno do siebie i wtedy po raz pierwszy się pocałowaliśmy.


----------------------------------------------------
Yeah i mamy nowy rozdział. Cieszycie się, bo ja tak :D Zapraszam do komentowania :*  



niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 2

Potrzebny jak przyjaciel

Po 15 min byliśmy już w jego samochodzie. Jadąc rozmyślałam o wszystkim. Najwięcej o nim, ale nadal nie mogłam się domyśleć kim on jest… No przecież to jest ten sławny Louis Tomlinson z One Direction. Byłam zakłopotana troszkę tym, że go nie rozpoznałam od razu.
-Hmm a więc jesteś Louis Tomlinson. Super.
-Tsaa, ale nie traktuj mnie jak jakąś sławną gwiazdę. Jestem normalny, taki sam jak ty.-Uśmiechną się i puścił w moim kierunku oczko.
-Nie byłabym taka pewna, że należę do tego typu ludzi.-Łzy same napływały mi do oczu.-
-Niby dlaczego nie??
-Nic mi się nie udaję, wczoraj zerwał ze mną chłopak powiedział, że kocha inną.
-Nie martw się- na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech, tak jakby się cieszył z mojego smutku. – Na pewno nie był ciebie wart.
Przez pewną chwilę jechaliśmy w milczeniu. W końcu dojechaliśmy do mojego domu, nie był on daleko od jego domu, może jakieś 10 km.
-Może wejdziesz do środka?- rzuciłam bez zastanowienia, a w duchu modliłam się, żeby babci nie było w domu, kto wie jaką scenkę by mi urządziła.
-Czemu nie.
Otworzyłam drzwi i zorientowałam się, że nie ma jej w domu. Odetchnęłam z ulgą, bo na pewno by nie dała niezły opieprz. 
-uff dzięki Bogu…
- Coś nie tak?
-Nie wszystko jest ok, tylko dobrze, że nie ma mojej babci- wysłałam mu szczery uśmiech i usiedliśmy na kanapę w moim pokoju.- To ja może zrobię herbatę chcesz??
- Tak jasne, możesz zrobić -wtedy wyjął z kieszonki od bluzy komórkę i odpisał na sms-a, ale wcale nie był zachwycony jego treścią.- Gdy przyniosłam herbatę usiadłam obok niego i rozmawialiśmy. Wtedy padło niezbyt wygodne dla mnie pytanie:
-Yyyy powiesz mi coś więcej o twoim związku? Jeśli to nie będzie dla ciebie jakieś niewygodne.
-Teraz go nienawidzę, ale przedtem był dla mnie całym światem…
-Kochasz go jeszcze?? –zapytał mnie z żalem w oczach-
-Sama nie wiem, teraz czuję złość i nienawiść. Nie chcę o tym gadać. –spuściłam wzrok na swoje stopy.
-Nie no spoko, ale wiesz zawsze możesz do mnie zadzwonić i pogadać o tym, czy o innych sprawach. –uśmiechną się i pocieszająco objął mnie jedną ręką.
-Jasne –uśmiechnęłam się szeroko, ale niezbyt szczerze.
Minęło kilka godzin, tak nam się dobrze rozmawiało. Nagle zadzwonił jego telefon i musiał szybko jechać. Może to i dobrze, bo babcia właśnie wróciła. Oczywiście dostałam spory ochrzan, że nie wróciłam na noc do domu, ale nie myślałam o tym teraz. Myślałam o bajecznie pięknych oczach Louisa. Przy nim czułam się tak bezpiecznie, chociaż go wcale nie znałam tak dobrze. Poszłam do swojego pokoju z trudem odrobiłam lekcję. Cały czas o nim myślałam. Poszłam więc pod prysznic. Byłam strasznie zmęczona i chciałam spać. Gdy wróciłam z łazienki zobaczyłam, że dostałam sms-a od Igora „Bardzo mi przykro, że tak Cię potraktowałem. Ona była pomyłką. Wybacz. Spotkamy się dzisiaj w parku o 20??” Była 19.30 chciałam się z nim spotkać i mu wygarnąć co o nim myślę, więc szybko się ubrałam i poszłam. Na „naszej” dostrzegłam Igora w ręce trzymał bukiet czerwonych róż na przeprosiny. Podeszłam do niego  i ze złością wymamrotałam:
-Cześć. Co chcesz ode mnie?
-Hej skarbie –chciał mnie przytulić, ale ja się odsunęłam- Wiesz ja wszystko sobie przemyślałem, kocham Tylko Ciebie. –wsuwając mi w ręce bukiet wyszeptał- przepraszam, wybaczysz mi??
Ze złością zaczęłam krzyczeć:
-Jeśli myślisz, że przekupisz moje uczucia bukietem głupich róż  i powiesz zwykłe przepraszam to się grubo mylisz. Nie wiem jak ty, ale ja rozdział „my” już dawno zakończyłam słowami „zrywam z Tobą kocham inną”- rzuciłam różami o ziemię i pobiegłam. W oddali słyszałam słowa, które wcale mnie nie ruszały „To nie tak proszę wybacz mi”. Byłam cała roztrzęsiona nie miałam sił wrócić do domu, więc usiadłam na schodach jakiegoś sklepu i zadzwoniłam do Louisa.
–Hej mógłbyś po mnie przyjechać – mówiąc to starałam się nie płakać do słuchawki.
-Jasne, tylko powiedz mi gdzie jesteś?
Powiedziałam mu dokładnie gdzie jestem i się rozłączyłam. Za niecałe 10 min był już na miejscu i znowu rzuciłam mu się w ramiona. Sama nie wiem dlaczego to robię, ale wtedy czuje się bezpieczna. Louis ścisnął mnie tak mocno, że mój nos miażdżył się na jego umięśnionym torsie. Usiedliśmy na schodach i opowiedziałam mu całą historię od początku. Wysłuchał wszystkiego w milczeniu.
Wiesz co? Mam dla Ciebie niespodziankę, która na pewno poprawi ci humor. –uśmiechnął się zachęcająco i pomógł mi wstać ze schodów. Nie zaprzeczyłam, weszłam grzecznie do jego samochodu i odjechaliśmy…
-Wow jak tu pięknie –Budynek był naprawdę przepiękny.
-Robi wrażenie –złapał mnie za bok i poprowadził do środka.
-Skąd znasz to miejsce??
-W tej restauracji poznali się moi rodzice. –Powiedział to dumnie i z uniesioną głową.
-Ale tu musi być strasznie drogo. –Speszyłam się trochę, bo nie miałam ze sobą portfela.
-Nie martw się to są plusy bycia gwiazdą, a tak na serio to restauracja mojego wujka. Więc mam zniżkę. –zachichotał i weszliśmy do środka.  
-hahaha to fajnie.
Gdy byliśmy już w środku Lou zamówił nam stolik i usiedliśmy, czekając aż podejdzie do nas kelner i zamówimy jakieś danie. Siedzieliśmy, jedliśmy i jednocześnie rozmawialiśmy, to był cudowny wieczór. Louis odwiózł mnie do domu, a tam czekała na mnie zrozpaczona babcia…

--------------------------------------------------------
Ufff i mam już 2 rozdział. Tak szczerze to nie wyszedł mi jak chciałam. Długo nic nie pisałam, ale jak już wspominałam brak czasu i wgl. Życze miłego czytania :D. Chce wiedzieć co myślicie na temat tego rozdziału, więc piszcie w komentarzach :) Ogólnie sory za błędy, w końcu jestem tylko człowiekiem, a wy umiecie czytać, więc nie będę ich poprawiała :**  Jak będzie 5 komentarzy to wrzucam nowy rozdział :) 


sobota, 11 maja 2013

Kilka słów na wytłumaczenie

Wiem, sory długo nic nie pisałam. Raczej to nie przez brak weny, a czasu. Ostatnio dużo się pozmieniało w moim życiu i tak trochę olewałam bloga, ale to się zmnieni, obiecuję :) . W tym tygodniu jeszcze postaram się coś napisać. Liczę też na wasze opinię w komentarzach, bo to jednak jest dla mnie ważne. Komentować możecie również jako anonim. To takie proste napisać co się myśli a mi sprawi to wielką radość. :D

Liczę na was!!! :D